Kto był pierwszą wokalistką zespołu Łzy?
Założony przez Adama Konkola zespół Łzy największe triumfy święcił na początku lat dwutysięcznych, gdy jego wokalistką była Anna Wyszkoni. To ona wyśpiewała nieśmiertelne hity grupy jak „Agnieszka już dawno…”, „Narcyz się nazywam” czy „Oczy szeroko zamknięte”. Jak jednak twierdzi Konkol, nie była ona pierwszą wokalistką formacji. Przed nią z zespołem miała śpiewać jego dziewczyna imieniem Sylwia. Muzyk zaskoczył na TikToku wyznaniem, że dziś niestety nie ma jej już wśród nas.
„Pierwsza wokalistka zespołu Łzy niestety już nie żyje” – napisał pod jednym z zamieszczonych w serwisie filmów. „Sylwia, moja pierwsza dziewczyna. (…) Niewiele z tego czasu pamiętam, ale szkoda, że umarła, bo na pewno by mnie wspierała. Wiadomo, Ania była pierwszą oficjalną” – dodał w kolejnych komentarzach cytowanych przez Świat Gwiazd.
Adam Konkol prostuje: „pierwsza wokalistka jednak żyje”
Gdy wieści zaczęły nieść się po sieci, w sprawie nastąpił niespodziewany zwrot. Konkol najpierw potwierdził wszystko „Super Expressowi”, wyliczając wokalistki Łez: „Pierwsza była Sylwia, druga była Bożena. Trzecia Ania. Sylwia niestety nie żyje”. Wkrótce jednak znienacka ogłosił, że doszło do pomyłki.
„Sylwia żyje! Nasza pierwsza wokalistka żyje! Napisała do mnie jej córka. Okazało się, że nastąpił niefortunny zbieg okoliczności, pomyliłem dwie Sylwie. Miałem wtedy 18 lat i dwie dziewczyny o tym imieniu. Jedna z nich faktycznie nie żyje, ale to nie ona śpiewała z nami w zespole” – obwieścił muzyk, którego życie ostatnimi czasy pełne jest zresztą niesamowitych zawirowań.
W zeszłym roku artysta informował, że zdiagnozowano u niego nowotwór płuc. Parę miesięcy później natomiast przekazał, że diagnoza była jednak błędna. „Ktoś zepsuł mi i mojej rodzinie pół roku życia. Wszystko zawaliło się jednego dnia. Żyłem ze świadomością, że muszę swoje sprawy szybko pozałatwiać. (…) Lekarze zwołali konsylium i gdyby została wykonana radioterapia, to uszkodziłaby mi płuca. Dużo zawdzięczam dziennikarzom, bo wydaje mi się, że konsylium lekarskie zostało zwołane po szumie medialnym na temat mojej choroby. (…) Lekarze powiedzieli, żebym normalnie żył, już o tym nie myślał i się nie stresował” – mówił potem w rozmowie z „Faktem”.